Niby jeszcze luty, niby pełno śniegu, niby w tylnej oponie ciut za mało powietrza… ale słońce świeciło tak mocno, że po prostu nie potrafiłam się oprzeć. Po ponad miesiącu zamknięcia w piwnicy rower nareszcie zobaczył światło dzienne :)
Dla ciekawych, poniżej kilka luźnych fotek z sobotniej przejażdżki.
Nie tylko mnie słońce wyciągnęło na świat. Ostatnio tyle ludzi na raz molo widziało chyba w Sylwestra.
Stan ścieżek jest bardzo różny. Większość z nich jest w całkiem niezłym stanie, miejscami nawet zupełnie sucha, choć zdarzają się niestety pułapki na naszą przyczepność. Dla mojego roweru taka niby niewielka ilość śniegu wystarczy do solidnego zachwiania równowagi, szczególnie przy konieczności zwolnienia na zakręcie (jechałam po wewnętrznej).
Jest też sporo kałuż, a na ścieżce nadmorskiej można trafić na nieprzyjemne lodowe koleiny. W dodatku akurat w okolicach plaży drogi rowerowe są (o dziwo) w dużo lepszym stanie niż chodniki, przez co wszyscy piesi idą… no właśnie.
Naprawdę rozumiem, że chodniki są o tej porze roku śliskie i niebezpieczne, ale dlaczego, Leo, why, jadąc (a raczej ledwo jadąc) rowerem po ścieżce rowerowej jestem przez niektórych traktowana jako intruz?
Na szczęście widok na morze i znajomy szum wynagradza wszelkie trudy : )
Swój sezon rowerowy 2014 uważam za rozpoczęty!