W zeszłym roku zdarzyło mi się jechać samochodem znajomego. Nowym, takim niedawno-z-salonu. Rzadko siadam za kółkiem, więc bez większego zdziwienia zauważyłam, że już na drugich czy trzecich światłach samochód mi zgasł.
Chociaż nie, zaraz, przecież światełka palą się normalnie. On nie zgasł. On po prostu był tak cichy, że nie było słychać ani czuć pracującego silnika.
Dokładnie takie są wrażenia po przesiadce z roweru 20-letniego na nowy.
Nowy rower po prostu jedzie. Przerzutki posłusznie przeskakują jak trzeba, błotniki nie stukają, siodełko nie skrzypi. W ogóle nic nie skrzypi, a jedyny dźwięk to szum opon na asfalcie. Bajka!
Przyznam, że polubiłam odgłosy wydawane przez staruszka. Wiecie, to charakterystyczne rowerowe cykanie łańcucha, szczególnie kiedy przestanę pedałować. To pewnie coś, co mogę i powinnam naprawić, ale… lubię ten dźwięk. Kojarzy mi się z rowerem tak bardzo, że jadąc nowym czasem mam wrażenie że coś się popsuło :)
To cykanie bywa całkiem przydatne, przede wszystkim przy pieszych, którzy słysząc zbliżający się rower często sami robią mi miejsce. Z nowym sprzętem nie ma tak łatwo. Skradam się niczym przyczajony tygrys, ukryty smok i muszę sama zatroszczyć się o ostrzeżenie innych.
(czyli mówię „przepraszam”, nie straszymy pieszych dzwonkiem bez potrzeby, prawda?)

Stoi bez podpórki, widzisz? Widzisz? Czaad!
Nowy rower to też nieustający zachwyt tym, co mogę w nim zrobić. Niby domyślam się, że w XXI wieku takie rzeczy to żadna nowość, ale żebym miała je wszystkie w jednym rowerze? Że mogę przestawiać siodełko w tylu różnych kierunkach? Że mogę je podnieść bez żadnych narzędzi ani proszenia faceta o pomoc z oporną śrubą? Że lampka od dynama pali się nawet, kiedy się zatrzymam? Że mogę sobie zmieniać położenie bagażnika? Mogę nawet przesunąć błotniki bliżej/dalej od koła! Szok.
Nowy rower ma również i wady. Konkretnie jedną – nie ma mowy, żebym tak jak poprzedni, zostawiła go stojącego luzem na klatce schodowej, w związku z czym ćwiczę bicepsy taszcząc te 17 kg na trzecie piętro :)
Korzystając z urlopu uciekam na kolejną wycieczkę. Już niedługo pełna recenzja. A tymczasem obowiązkowe ujęcie:
Nowy Rower i Morze!