Długo, długo wybierałam się na przejażdżkę szlakami Kaszubskiej Marszruty. Naczytałam się i naoglądałam zdjęć w internetach i aż przebierałam nogami, żeby przetestować ją osobiście. O czym w ogóle mowa? O fantastycznej sieci czterech przeplatających i krzyżujących szlaków rowerowych, wyznaczonych wzdłuż dróg (ale zwykle oddzielonych od nich pasem zieleni). Łączna długość wszystkich czterech szlaków to prawie 200 km! Dodatkowo między nimi biegnie niebieski szlak pieszo-rowerowy Chojnice-Bydgoszcz plus mnóstwo innych leśnych i nad-jeziornych ścieżek. Z tego wszystkiego można ulepić naprawdę różnorodne trasy na miarę swoich możliwości, nieważne czy to kilkanaście, kilkadziesiąt czy sto kilkadziesiąt kilometrów.
W sierpniu zeszłego roku byliśmy tuż-tuż, odwiedzając rodzinę przywieźliśmy rowery… tylko po to, żeby z bólem serca oglądać efekty potwornej nawałnicy, która przeszła przez te okolice kilkanaście godzin wcześniej. Na filmie jest nadleśnictwo Rytel, ale podobne zniszczenia objęły ogromny obszar, szlak połamanych drzew widać nawet pod Bydgoszczą! Lasy Państwowe wprost mówią o największej takiej klęsce w historii.
Mimo wszystko, w ten majowy weekend postanowiliśmy w końcu się tu wybrać. Mieliśmy zacząć kawałek na północ od Chojnic, za Kłodawką, gdzie krzyżują się szlaki zielony i niebieski. I na samym starcie zostaliśmy zmuszeni do zmiany planów, bo po 9 miesiącach od nawałnicy prawie wszędzie w tej okolicy nadal obowiązuje zakaz wstępu do lasu! Którego postanowiliśmy posłuchać i wybraliśmy biegnący na północ szlak zielony, opisany na stronie nadleśnictwa jako przejezdny. A dalej już jakoś poszło, bardziej na północ zniszczeń jest dużo mniej i nie łamiąc chyba żadnego zakazu wstępu połączyliśmy kilka szlaków i zatoczyliśmy piękną pętlę.
Porada na przyszłość – nawet przy spontanicznych wycieczkach do obcego lasu zajrzeć na stronę danego nadleśnictwa :)
Niestety, mimo ogromu pracy włożonej w uporządkowywanie terenu, nawet na już udostępnionych trasach skala zniszczeń zapiera dech. Widać, że kiedyś ta droga prowadziła wśród drzew, dziś miejscami wygląda tak:
Szutrowa nawierzchnia jest w niezłym stanie, rower górski mknął aż miło, trekking/cross spokojnie dałby radę, sporo osób jeździ z przyczepkami. Tylko rower szosowy miałby tutaj sporo problemów, bo nawierzchnia na drogach rowerowych na cienkie opony średnia, z kolei w wielu miejscach obowiązuje zakaz jazdy rowerem po jezdni.
Osobną kwestią jest miejscami duża pagórkowatość terenu. I trochę dziwi, że biegnąca obok jezdnia jest lekko tylko pochyła, a wyznaczona wzdłuż niej droga dla rowerów co chwilę zalicza górki i dołki. Tych naprawdę stromych nie było na szczęście dużo, ale warto wiedzieć, że można trafić na taki podjazd, że podprowadzenie cięższego roweru (lub np. przyczepki) może być pewnym wyzwaniem.
I na tym skończę pesymistyczne obrazki, bo mimo tych przykrych widoków trasa jest po prostu przepiękna! Większość szlaku nadal prowadzi między drzewami, a okolica jest tak niedorzecznie zielona, jakby ktoś wylał tu całą paletę kolorów zielonej farby.
Zdarzają się kawałki poprowadzone po drogach – poniżej przyjemny fragment żółtego szlaku szlaku na mało uczęszczanej drodze (Męcikał-Czernica). Rzadziej widać asfalt albo kostkę brukową na drodze dla rowerów, te zapamiętałam głównie z okolic Charzykowych i Chojnic.
Na niebieskim szlaku pieszo-rowerowym można trafić na taką ciekawą kładkę, prowadzącą do niewielkiego jeziora dystroficznego. Oglądając zdjęcia w sieci widziałam, że niektórzy mimo wyraźnego zakazu jeżdżą po niej rowerem, ja jednak nie polecałabym tej opcji bo kładka jest naprawdę wąska (węższa niż kierownica roweru), i nawet dwoje pieszych musi uważać, jeśli chce się tam bezpiecznie ominąć. Kładka zatacza niewielką pętlę, więc jeśli jedziecie większą grupą najlepiej przejść się na raty – tuż obok jest wygodna wiata przystankowa w której reszta może poczekać.
Oprócz wyznaczonych szlaków Kaszubskiej Marszruty jest też sporo innych leśnych ścieżek idealnie nadających się do jazdy – trzeba tylko uważać, żeby nie nadziać się na taką niespodziankę, jak my kiedy chcieliśmy skrócić sobie drogę i uniknąć jazdy przez Charzykowy :)
Zdjęcia nie oddają nawet połowy tych pięknych widoków, które widzieliśmy po drodze. Przejechaliśmy łącznie ponad 50 kilometrów (czym pobiłam swój rekord pojedynczej wycieczki!) i pod koniec trasy nie miałam już siły ani ochoty na ciągłe przystanki i wyciąganie aparatu. Rzeczywistość sprostała wysokim oczekiwaniom, trasy są przyjemne, wygodnie połączone, całkiem nieźle oznakowane, odsunięte od jezdni, słowem – trasa prawie idealna, do której na pewno jeszcze nie raz wrócimy. Pomijając rowery szosowe, trasa świetnie nadaje się dla rowerzystów na różnym sprzęcie, o różnej kondycji, a z uwagi na wyraźne oddzielenie od jezdni również dla osób z dziećmi.
Piękne wiosenne i jesienne zdjęcia Kaszubskiej Marszruty i okolic jeszcze sprzed nawałnicy możecie zobaczyć na blogu Znaj Kraj (tutaj i tutaj). Więcej informacji o samym szlaku wraz z mapą tras – na stronie Wirtualne Szlaki.
Polecam, bardzo bardzo gorąco polecam!