Mam nadzieję, że nie rzuci się zaraz na mnie tłum „prawdziwych rowerzystów”, głoszących wszem i wobec, że jazda na rowerze nie ma prawa minimalnie choćby męczyć. Otóż, niespodzianka, może i wykorzysta każdą ku temu okazję. Wysportowanego człowieka nie ruszy, ale nie oszukujmy się, nie wszyscy jesteśmy urodzonymi biegaczami.
Bo rower to nie tylko specjalistyczny sprzęt dla sportowców. Rower to zabawa dostępna dla każdego, niezależnie od wieku czy kondycji. Po prostu jednego zmęczą 3 kilometry, innego 13 albo 30. Jeszcze dwa lata temu sama miałam zadyszkę po dwóch :)
Wspominałam też niedawno, że dopadło mnie jakieś cholerstwo, przez które cała z trudem wypracowana kondycja poleciała na łeb na szyję. Teraz 5 kilometrowy dystans mogę przejechać wyłącznie dlatego, że trafiam po drodze na sporo czerwonych świateł.
Ale co zrobić, skoro ochota na rower wcale się nie zmniejsza? Poniżej kilka trików na ułatwienie sobie zadania.
1. Idź do lekarza.
Słaba kondycja to jedno. Ale od pewnego momentu, szczególnie jeśli wydolność nagle się pogarsza, a aktywność fizyczna nic nie poprawia, lepiej to sprawdzić.
Tak, wiem jak wygląda sytuacja z NFZ. Wiem, jak wyglądają kolejki i cenniki u specjalistów. Ale jeśli jest źle, nie warto czekać do momentu, kiedy w ogóle nie będziesz w stanie do tego lekarza dojść.
2. Mimo wszystko, nie rezygnuj z ruchu.
Ok, jest ciężko. Ale pomyśl sobie: skoro kondycja jest słaba, mimo że się ruszasz… to co będzie, kiedy przestaniesz?
3. Przygotuj sobie rower
Odpowiednie ustawienie siodełka (sprawdź, jak powinno być). Napompowane koła (można za darmo). Odłączenie uciążliwego dynama. Hamulce, przerzutki, łańcuch. Niby powinno się dbać o nie na co dzień, ale… no właśnie. Jeśli Twój rower dawno nie widział serwisu, warto zadbać o to właśnie teraz.
4. Wybierz lżejszy rower z przerzutkami
Właśnie dlatego, szczególnie na Instagramie, widzicie ostatnio głównie czarną kierownicę górala. Wcale nie dlatego, że polubiłam go bardziej. Jest mniej wygodny, brzydszy i nie ma damskiej ramy. Ale jest trochę lżejszy i ma 18 przerzutek przełożeń zamiast dwóch, co nawet na płaskiej drodze bardzo ułatwia jazdę w chwilach większego zmęczenia.
Wiem, że wiele osób ma do dyspozycji tylko jeden jedyny rower. W żadnym wypadku nie namawiam do pozbywania się ulubionego sprzętu. Ale zachęcam do rozejrzenia się Może coś kurzy się w garażu rodziców? Może współlokator ma, a nie używa? Może przyjaciel zgodzi się pożyczyć?
5. Trzymaj rower na parterze
Nie każdy budynek ma taką możliwość. Ale jeśli tylko jest, to warto z niej skorzystać, szczególnie jeśli Twój rower nie należy do lekkich. Wytaszczenie z piwnicy takich kilkunastu kilogramów (mój waży 17) to zmęczenie jeszcze przed startem.
6. Zadbaj o ubiór.
Komfort cieplny to kwestia mocno indywidualna, więc musisz pokombinować sam. Nie warto przesadzić z warstwami, bo przegrzani zmęczymy się szybciej. Z drugiej strony, zakładam że jedziemy spokojnym tempem i nie rozgrzejemy się tak bardzo, jak mijający nas panowie w legginsach. Brr.
7. Wybierz prostą trasę.
Każde miasto i każda okolica ma swoją specyfikę. Gdańsk jest na przykład, wbrew pozorom, dość pagórkowaty. Warto wybierać płaskie trasy, po wydzielonych ścieżkach rowerowych gdzie możesz jechać swoim tempem, bez presji ze strony samochodów.
8. Tylko spokój może nas uratować
Nie ma co przeginać z tempem czy ustawiać sobie nierealnych dystansów. Sam fakt, że jedziesz rowerem jest już sukcesem (szczególnie teraz, zimą!) i żaden to wstyd, jeśli czasem musisz zrobić przystanek. Albo dwa. Albo zawrócić po trzech kilometrach. Nie bójmy się zmęczyć, ale i nie przeginajmy, bo w końcu musimy mieć też siłę na powrót.
Z mojej strony to tyle. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci serca jak dzwon, stalowych płuc i szybkiego zapomnienia słowa „zadyszka” :)
A może masz jeszcze inny pomysł na ułatwienie sobie jazdy?
Pingback: 4 mity na temat ćwiczenia z trenerem. Sprawdzam! | Blog z Miasta()